Witam wszystkich czytających.
Dzisiaj przedstawię recenzję anime pod tytułem Death Note. Zaczynamy:
Notatnik Śmierci (Death Note):
Oryginalny tytuł: デスノート (Desu nōto)
Gatunek: thriller, detektywistyczny, fantasy
Liczba odcinków: 37+3
Autor (manga): Tsugami Ōba (fabuła),
Takeshi Obata (rysunki)
Autor (anime): Tetsurō Araki
Studio: Madhouse
Rok wydania: 2006 r.
Notatnik Śmierci… Jest to zeszyt, który pozwala uśmiercić
kogokolwiek, pod dwoma ważnymi warunkami. Po pierwsze trzeba znać nazwisko
naszego celu, po drugie trzeba wiedzieć jak wygląda. Po wpisaniu danych mamy 40
sekund na określenie sposobu śmierci, jeśli nie wpiszemy nic osoba umrze na
zawał serca. Później mamy 6 minut i 40 sekund na dokładne opisanie okoliczności
w jakich ma ona zginąć.
Hmm… A teraz niech każdy zastanowi się, czy w ciągu życia
nie było sytuacji, kiedy jakaś osoba nas na tyle denerwowała, że życzyliśmy jej
śmierci? Szczerze, ja miałem tak wiele razy. Jednak czy jeśli dostalibyśmy w
swoje ręce ów notatnik bylibyśmy zdolni wymierzyć karę ostateczną? Czy może
odrzucilibyśmy to przekleństwo? Hmm… no właśnie przekleństwo czy dar?
Zastanawiające… Na pewno takiego dylematu nie miał główny bohater anime Raito
(Light) Yagami. Powiem więcej, on napawał się każdą zadaną śmierci. Nastoletni
geniusz zbrodni…
Ale wracając do początku… Raito jest normalnym uczniem
ostatniej klasy liceum, o nieprzeciętnym ilorazie inteligencji. Pewnego dnia
siedząc na lekcji zauważa, że na trawnik spadł notatnik. Po lekcjach podszedł
sprawdzić co to takiego. Gdy go otworzył i przeczytał, że ów notatnik należy do
Boga Śmierci i wpisując nazwisko wybranej przez siebie osoby można sprawić by
ona umarła nie uwierzył w to, ba nawet to wyśmiał. Lecz jego wewnętrzny głos
kazał mu wziąć przedmiot ten ze sobą. Postanowił go przetestować. Wpisał
nazwisko przestępcy, którego widział w telewizji, a już po minucie doszło jego
uszu, że ów zbrodniarz nie żyje, przyczyną był… zawał serca. Jeśli to go nie
przekonało to pojawienie się po chwili shinigami (boga śmierci) upewniło go co
do wiarygodności owego notatnika. Od tego momentu nie był już zwykłym
nastolatkiem, stał się katem, postanowił stworzyć świat wolny od zbrodni,
plugastwa i zła, a sam miał być w nim bogiem. Hmm… Niestety, społeczeństwo
zaczęło domyślać się, że nie jest możliwym aby tylu przestępców zmarło w tak
krótkich odstępach czasowych na zawał serca. Utworzono specjalną grupę mającą
zająć się tą sprawą, na której czele stanął równie genialny, co tajemniczy L. I
tak oto rozpoczęła się walka między dwoma geniuszami, którą wygra ten, kto
pozna pierwszy imię drugiego. Hmm… Czy Raito uda się stworzyć lepszy świat? Czy
może zostanie złapany przez L? Który z nich wygra ten bój? Tego dowiecie się
oglądając anime…
Teraz na temat samej fabuły. Otóż mimo, iż jest niecodzienna
jest ona całkiem przewidywalna. Wielu ludzi zachwyca się Death Note’m, ale mnie
momentami nudził. Sam pomysł na anime, może i był pewną nowością, ale jego
przedstawienie niestety jest poniżej moich oczekiwań. Moją przygodę z tą
historią zacząłem od mangi, udało mi się przeczytać pierwszy tom i powiem, że
naprawdę mnie to wciągnęło. Więc chcąc dowiedzieć co stanie się dalej zacząłem
oglądać anime. Każdy odcinek chłonąłem jak gąbka i nie mogłem się doczekać
następnego. Widać było, że autorzy wiedzieli co przedstawiają i umieli to
pokazać. Jednak w pewnym momencie wszystko się skończyło. Jakby zabrakło im już
pomysłu co mogliby dalej robić. Tak więc mniej więcej w połowie serii miałem ochotę
przestać oglądać. Jednak cały czas miałem nadzieję, że coś się poprawi, że to
przejściowy problem. Hmm… Faktem jest, że historia się poprawiła, niby
ciekawiła, ale to już nie było to samo co na początku i do końca obejrzałem tylko
po to, by nie musieć w przyszłości jeszcze raz przechodzić przez tą nudę.
Dodatkowym minusem fabuły jest jasnowidzenie głównych bohaterów. Oboje
przewidują dokładnie, niemal w stu procentach co drugi postąpi. Mnie to
osobiście delikatnie zraziło. Ale każdy ma swoje zdanie.
Bohaterowie… A więc tak, jak już wspominałem głównymi
postaciami są Raito i L, i to przy nich autorzy chyba najbardziej się postarali
jeśli chodzi o ukazanie osobowości. Mimo, że jeden z nich jest zły, a drugi
dobry to są do siebie bardzo podobni. Oboje są geniuszami w branży
detektywistycznej i możliwe, że właśnie tak autorzy chcieli wytłumaczyć to ich
jasnowidzenie. Całkiem spójne. No, ale wciąż trochę naciągane. Sam Raito,
zależnie od osoby, może zachwycać swoją inteligencją, sprytem i pomysłami, ale
może też bardzo irytować. Jego narcyzm i nadęte ego sprawiają, że momentami ma
się go dość, a dorzucając do tego bezwzględność, z jaką dąży do celu i niektóre
zachowania, ma się ochotę go zabić. Jako zły charakter jest bardzo oryginalny i
trudno znaleźć w innych anime kogoś podobnego do niego. Zaś L... Hmm… L jest na
pewno dziwny. Stworzono go, jako ekscentrycznego geniusza i przez całe historię
potrafi nas naprawdę zaskoczyć. Warto też zwrócić uwagę na shinigami Ryuk’ a,
który choć odgrywa małą role, jest dobrym oderwaniem od powagi całego anime, i
na Misę, która choć wydaję się głupia i lekko denerwująca, jest znośna i
momentami było mi jej żal przez to jak Raito ją traktował. No, ale cóż, bywa. Reszta
bohaterów choć dodają uroku historii, są bardziej statystami, a opis ich
osobowości jest tylko powierzchowny. Nie warto się nad nimi dłużej rozwodzić.
Jak już wspominałem w poprzedniej recenzji nie jestem znawcą
grafiki, więc nie będę dużo o niej mówił. Stwierdzę tylko, że stoi na wysokim
poziomie, postacie są narysowane dokładnie, żadne błędy nie rzuciły mi się w
oczy. Dorzucam parę ujęć (resztę można znaleźć tutaj):
Jeśli chodzi o muzykę stwierdzę, że jest wielkim plusem
anime. Oryginalny soundtrack słuchało mi się bardzo przyjemnie. Zależy od tego
jaką muzykę dana osoba preferuje. Twórcy skupili się bardziej na mocnych
rockowych brzmieniach. Do openingów i endingów trzeba się przyzwyczaić, ale mi
przypadły do gustu (całą muzykę znajdziecie tutaj). Według mnie głosy są idealnie
dopasowane do postaci.
Kończąc, stwierdzę, że chociaż zawiodłem się trochę na tym
anime, w ogólnym rozrachunku wypada całkiem nieźle. Mimo tych minusów, które
podałem warto zapoznać się z nim, choćby dla tej niecodziennej fabuły. A może
się myliłem i wam bardziej przypadnie do gustu. Nie wiem, musicie sami się przekonać.
Poniżej
podam jeszcze odnośniki do dwóch innych recenzji, jeśli ktoś chciałby poczytać
więcej:
I tak jak ostatnio, jeśli zauważycie jakieś błędy w
powyższym opisie, nie krępujcie się, napiszcie o nich w komentarzach.
To już wszystko na dziś. Do przeczytania jakoś za tydzień.
wiesz co zachęciłeś mnie :-)
OdpowiedzUsuń